I nadszedł ten czas, pora zacząć edukację. Lekki niepokój, jak to będzie. Do tej pory zawsze w domu przy rodzicach.
Mama bała się okropnie, co to będzie jak się przewrócę, albo jeśli jakieś dziecko mnie popchnie.
Powiadomiliśmy szkołę, pielęgniarkę szkolną. Szkoła też miała lekkie obawy, bo niestety ale nie mogli zapewnić mi stałej opieki i zagwarantować, że przypadkiem ktoś mnie nie popchnie.
Ja sam nie mogłem się doczekać kiedy rozpocznie się szkoła, bardzo się cieszyłem że poznam nowych kolegów, koleżanki.
I tak oto zaczęła się zerówka. Było super, bardzo się cieszyłem. Co rano budziłem się z uśmiechem i szedłem z mamą do szkoły. W szkole ze względu na moje bezpieczeństwo podczas przerwy zostawałem w klasie. Zerówka minęła spokojnie - no prawie. Kilka razy musiałem leżeć w domu z powodu wylewów dostawowych, które mnie dotknęły.
Gdy zaczęła się pierwsza klasa to już nie było tak spokojnie. Zaraz na początku podczas zabawy na podwórku u babci, potknąłem się i przewróciłem . Upadek spowodował okropny wylew do prawego stawu łokciowego. Obrzęk był bardzo duży i szybko się powiększał, a najgorsze było że ból stawał się nie do zniesienia.
Okropnie cierpiałem, płakałem, krzyczałem z bólu. Leki przeciwbólowe praktycznie nic nie pomagały. Rodzice dowiedzieli się o lekarzu w Lubiniu, który specjalizuje się właśnie w hemofili.
Nie czekając zawieźli mnie do niego, tam przyjęto mnie do szpitala w którym pan doktor był ordynatorem. Byłem tam bardzo miło i ciepło przyjęty. Od razu podano mi kroplówkę "krioprecypitat" polski odpowiednik czynnika VIII. Nie było to nic szczególnego takie bardziej oczyszczone osocze krwi, pamiętam że było w butelkach po 200ml, zamrożone i musiało się odmrażać w temperaturze pokojowej co trwało dość długo, a ja w tym czasie bardzo cierpiałem.
Dostawałem po kilka buteleczek dziennie, po dwuch lub trzech dniach ból ustąpił, lecz obrzęk był jeszcze duży. Krwiak spowodował też przykurcz łokcia w pozycji zgiętej, każda próba wyprostowania ręki powodowała ból.
Gdy obrzęk ustąpił, zaczęliśmy rehabilitację aby przywrócić ruchomość w ręcę.
Po około miesiącu pobytu w szpitalu wypisano mnie do domu. Ręka odzyskała sprawność prawie całkowicie, lecz minimalny przykurcz pozostał.
Do szkoły wróciłem lecz nie na długo, znowu wylew tym razem do stawu skokowego i znowu przerwa w nauce.
Szkoła wraz z rodzicami doszła do wniosku, że w takim przypadku najlepiej będzie objąć mnie nauczaniem indywidualnym. Tak też się stało, nauczyciel zaczął przychodzić do domu.
W szkole bywałem rzadko tylko na uroczystościach lub jakichś imprezach klasowych, oczywiście jeżeli byłem zdrowy.
Po kolejnych wylewach do stawu kostkowego pozostał mi przykurcz w kostce, rehabilitacja już nie pomagała. Też i prawa ręka nie została oszczędzona.
Po tym dużym wylewie, ręka była osłabiona i przez to wylewy występowały w niej częściej, a każdy osłabiał ją jeszcze bardziej. Też i przykurcz było coraz trudniej rozćwiczyć, po każdym wylewie stawał się większy aż wkońcu straciłem praktycznie całkowicie ruchomość w łokciu. Ręka pozostała zgięta w pozycji 90 stopni, ale jakoś się do tego przyzwyczaiłem.
Gorzej było z nogą, bo trochę trudności sprawiało mi chodzenie na palcach. To tez wiązało się z tym, że chodząc na palcach często zsuwał mi się but z pięty , więc najlepsze były buty za kostkę z miękką podeszwą. Tak oto zaczęła się moja edukacja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz