Na wózku jeździłem już od trzech lat. Mama robiła co mogła, aby postawić mnie na nogi.
Rehabilitacje, sanatoria itp. Lecz nic nie skutkowało.
I nagle dowiedzieliśmy się, że w CZD jest dwóch lekarzy ojciec i syn, którzy przeprowadzają operacje u Hemofilików. Mama zrobiła wszystko abym się tam dostał.
Czekałem długo na swoją kolej.
I przyszedł dzień wyjazdu do Warszawy.
Bardzo się bałem.
Moja klasa, gdy się dowiedziała, że jadę na operację przyszła mnie pożegnać. Powiedzieli, że będą trzymać kciuki aby się udało.
W CZD czekał na mnie pan prof. Kamiński. Po przebadaniu stwierdził, że trzeba będzie przeprowadzić co najmniej cztery operacje.
Na początek przyjęto mnie na oddział rehabilitacyjny. Było tam fajnie jak w sanatorium. Osobny budynek z tyłu szpitala.
Można było chodzić w normalnych rzeczach nie w piżamie.
Chodziłem na różne zabiegi, które miały wzmocnić mi nogi. Byłem tam miesiąc.
Po czym przeniesiono mnie na oddział II chirurgi. Tam poznałem innych hemofilików, którzy też czekali na zabieg.
Adam z Chełma miał zabieg przede mną. Okazało się, że jego kolano było tak silnie zniszczone iż nie udało się go uratować. Był ode mnie o dwa lata starszy.
Gdy przywieziono go z bloku operacyjnego i zobaczyłem jak strasznie cierpi byłem przerażony. Gdy przyjechała mama, chciałem aby mnie zabrała do domu.
Adamowi wycięto całe kolano, kości połączono. Będzie musiał nosić specjalny but bo noga będzie krótsza.
Bałem się, że u mnie może być tak samo.
Mama nie ukrywała przede mną niczego. Wyjaśniła, że niestety, ale po każdej operacji musi boleć.
Ja usilnie broniłem się, że nie chcę operacji. Bałem się panicznie.
Przyszedł do mnie lekarz i zaczoł ze mną rozmawiać. Wytłumaczył mi na czym polegać będzie moja operacja. Zapytał się mnie czego mi najbardziej brakowało gdy przestałem chodzić. Opowiedziałem mu o rowerze, który dostałem na komunię, a na którym nigdy nie jeździłem.
Pan doktor powiedział, że jeżeli będę dzielny i poddam się operacji to obiecuje, że będę jeździć na rowerze. To był argument nie do przebicia. Zgodziłem się na wszystko.
Wieczorem myślałem tylko o rowerze.
Nadszedł dzień zabiegu. Rodzice sprowadzili wcześniej zastrzyki czynnika VIII, myśląc że będzie mapewno potrzebna większa ilość. I tu okazało się, że od jakiegoś czasu jest polski lek, a my nic nie wiedzieliśmy.
Nikt nas nie poinformował. Lekarstwo nazywało się ''Frakcja C1''.
Była to kroplówka i była mrożona. Nie była tak komfortowa jak zastrzyki, ale była darmowa. Więc skączyło się sprowadzanie tych drogich zastrzyków.
Mama przyjechała razem z tatą w dzień operacji.
Operacja trwała kilka godzin. Gdy się obudziłem leżałem na sali pooperacyjnej, skąd przewieziono mnie spowrotem na sale, gdzie czekali już rodzice.
Noga lewa była cała w gipsie od pachwiny po palce. Założono opatrunki uciskowe i włożono ją w gips. Cały czas podawano kroplówki na krzepliwość. Przeprowadzono zabieg synowektomi kolana i wydłużono ścięgno ahillesa. Czyli dwie operacje naraz.
Noga była wyprostowana. Gips miałem mieć przez 6 tygodni i nie wolno było zaglądac przez ten czas.
Ból był potworny. Odrazu pielęgniarka podała mi środek przeciwbólowy ''Foltral''.
Dostawałem go co 6 godz. Ból mijał na około pięć godz.Więc i tak przez ponad godzinę wiłem sie w bólach.
Po około 2 tygodniach ból minoł.
Po czterech tyg. pozwolono mi wstawać z łóżka i mogłem jeździć na wózku.
Jedno co było inne w CZD to to, że tam na pielęgniarki dzieci mówiły ciociu.
Po sześciu tyg. przyszedł czas na zdięcie gipsu i opatrunków. Wszystko wygoiło się bardzo ładnie.
Lekarz był zadowolony. Noga wyglądała dziwnie, blada i wychudzona. Zrobiono mi longetę gipsową, którą musiałem jeszcze zakładać przez jakiś czas.
Zaczęto odrazu rehabilitację, bo po operacji noga była prosta, ale sztywna. Zdięto mi szwy i po kilku dniachwypisano do domu.
Podróż do domu była niezapomniana.
CZD zorganizowało mi transport. Karetka zawiozła mnie na lotnisko. Tam czekała na mnie awionetka, którą przyleciałem do wrocławia i karetką do domu, gdzie czekali rodzice.
Mama przeszła szkolenie jak ze mną ćwiczyć, abym znowu zaczoł zginać nogę.
Ustalono termin następnej operacji za 6 miesięcy. Narazie nadal jezdziłem na wózku.
Ćwiczenia wykonywałem regularnie lecz ruchomość wracała powoli.
Lekarz powiedział, że po tym zabiegu nie będę mieć już wylewów do kolana.
Ćwicząc czekałem niecierpliwie na kolejną operację, bo już nie mogłem się doczekać kiedy zacznę chodzić i jeździć rowerem.
Rehabilitacje, sanatoria itp. Lecz nic nie skutkowało.
I nagle dowiedzieliśmy się, że w CZD jest dwóch lekarzy ojciec i syn, którzy przeprowadzają operacje u Hemofilików. Mama zrobiła wszystko abym się tam dostał.
Czekałem długo na swoją kolej.
I przyszedł dzień wyjazdu do Warszawy.
Bardzo się bałem.
Moja klasa, gdy się dowiedziała, że jadę na operację przyszła mnie pożegnać. Powiedzieli, że będą trzymać kciuki aby się udało.
W CZD czekał na mnie pan prof. Kamiński. Po przebadaniu stwierdził, że trzeba będzie przeprowadzić co najmniej cztery operacje.
Na początek przyjęto mnie na oddział rehabilitacyjny. Było tam fajnie jak w sanatorium. Osobny budynek z tyłu szpitala.
Można było chodzić w normalnych rzeczach nie w piżamie.
Chodziłem na różne zabiegi, które miały wzmocnić mi nogi. Byłem tam miesiąc.
Po czym przeniesiono mnie na oddział II chirurgi. Tam poznałem innych hemofilików, którzy też czekali na zabieg.
Adam z Chełma miał zabieg przede mną. Okazało się, że jego kolano było tak silnie zniszczone iż nie udało się go uratować. Był ode mnie o dwa lata starszy.
Gdy przywieziono go z bloku operacyjnego i zobaczyłem jak strasznie cierpi byłem przerażony. Gdy przyjechała mama, chciałem aby mnie zabrała do domu.
Adamowi wycięto całe kolano, kości połączono. Będzie musiał nosić specjalny but bo noga będzie krótsza.
Bałem się, że u mnie może być tak samo.
Mama nie ukrywała przede mną niczego. Wyjaśniła, że niestety, ale po każdej operacji musi boleć.
Ja usilnie broniłem się, że nie chcę operacji. Bałem się panicznie.
Przyszedł do mnie lekarz i zaczoł ze mną rozmawiać. Wytłumaczył mi na czym polegać będzie moja operacja. Zapytał się mnie czego mi najbardziej brakowało gdy przestałem chodzić. Opowiedziałem mu o rowerze, który dostałem na komunię, a na którym nigdy nie jeździłem.
Pan doktor powiedział, że jeżeli będę dzielny i poddam się operacji to obiecuje, że będę jeździć na rowerze. To był argument nie do przebicia. Zgodziłem się na wszystko.
Wieczorem myślałem tylko o rowerze.
Nadszedł dzień zabiegu. Rodzice sprowadzili wcześniej zastrzyki czynnika VIII, myśląc że będzie mapewno potrzebna większa ilość. I tu okazało się, że od jakiegoś czasu jest polski lek, a my nic nie wiedzieliśmy.
Nikt nas nie poinformował. Lekarstwo nazywało się ''Frakcja C1''.
Była to kroplówka i była mrożona. Nie była tak komfortowa jak zastrzyki, ale była darmowa. Więc skączyło się sprowadzanie tych drogich zastrzyków.
Mama przyjechała razem z tatą w dzień operacji.
Operacja trwała kilka godzin. Gdy się obudziłem leżałem na sali pooperacyjnej, skąd przewieziono mnie spowrotem na sale, gdzie czekali już rodzice.
Noga lewa była cała w gipsie od pachwiny po palce. Założono opatrunki uciskowe i włożono ją w gips. Cały czas podawano kroplówki na krzepliwość. Przeprowadzono zabieg synowektomi kolana i wydłużono ścięgno ahillesa. Czyli dwie operacje naraz.
Noga była wyprostowana. Gips miałem mieć przez 6 tygodni i nie wolno było zaglądac przez ten czas.
Ból był potworny. Odrazu pielęgniarka podała mi środek przeciwbólowy ''Foltral''.
Dostawałem go co 6 godz. Ból mijał na około pięć godz.Więc i tak przez ponad godzinę wiłem sie w bólach.
Po około 2 tygodniach ból minoł.
Po czterech tyg. pozwolono mi wstawać z łóżka i mogłem jeździć na wózku.
Jedno co było inne w CZD to to, że tam na pielęgniarki dzieci mówiły ciociu.
Po sześciu tyg. przyszedł czas na zdięcie gipsu i opatrunków. Wszystko wygoiło się bardzo ładnie.
Lekarz był zadowolony. Noga wyglądała dziwnie, blada i wychudzona. Zrobiono mi longetę gipsową, którą musiałem jeszcze zakładać przez jakiś czas.
Zaczęto odrazu rehabilitację, bo po operacji noga była prosta, ale sztywna. Zdięto mi szwy i po kilku dniachwypisano do domu.
Podróż do domu była niezapomniana.
CZD zorganizowało mi transport. Karetka zawiozła mnie na lotnisko. Tam czekała na mnie awionetka, którą przyleciałem do wrocławia i karetką do domu, gdzie czekali rodzice.
Mama przeszła szkolenie jak ze mną ćwiczyć, abym znowu zaczoł zginać nogę.
Ustalono termin następnej operacji za 6 miesięcy. Narazie nadal jezdziłem na wózku.
Ćwiczenia wykonywałem regularnie lecz ruchomość wracała powoli.
Lekarz powiedział, że po tym zabiegu nie będę mieć już wylewów do kolana.
Ćwicząc czekałem niecierpliwie na kolejną operację, bo już nie mogłem się doczekać kiedy zacznę chodzić i jeździć rowerem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz