Dzisiejszy wpis pragnę poświęcić wspaniałej osobie, którą była moja mama.
Odkąd pamiętam zawsze była uśmiechnięta, wesoła i pogodna. Nigdy się nie poddawała.
Była niesamowicie cierpliwa i wytrwała. Zawsze twierdziła, że z każdej sytuacji jest wyjście, nawet z tej najtrudniejszej. To ona mnie nauczyła, że nie wolno się poddawać.
I to jej podejście do dzieci, po prostu kochała dzieci.
Zawsze mogłem na nią liczyć, była dla mnie nie tylko mamą, lecz też najlepszym przyjacielem. Potrafiliśmy rozmawiać o wszystkim. Nigdy nic przede mną nie ukrywała.
Gdy dostawałem wylew, nie patrzyła na nic. W środku nocy biegła po taksówkę - wtedy nie było radio taxi - i jechała ze mną do szpitala. Gdy mnie bolało nie spała nocami, zmieniając mi kompresy z altacetu co jakiś czas aby były chłodne. Gdy mieszkaliśmy na starym mieszkaniu na trzecim piętrze i nie mogłem chodzić po wylewach, mama znosiła mnie wraz z wózkiem spacerowym po kilka razy dziennie. Czy to do sklepu, czy jadąc do szpitala.
Gdy nie chciano mnie przyjąć do sanatorium, bo twierdzono że nie mogą zapewnić mi stałej opieki, pojechała ze mną jako opiekunka.
To dzięki jej uporowi udało mi się dostać do CZD na operację.
Gdy miałem 18 lat urodził mi się drugi braciszek. Mama nie chciała iść na wychowawczy, więc postanowiły wraz z babcią, że będzie go przywozić do babci iść do pracy, potem go odbierać. I tak wstawała z rana, gotowała obiad, sprzątała mieszkanie. Wychodziła z domu przed 12.00 jechała do babci tam zostawiała braciszka i na 12.00 do pracy. Pracowała w Herbapolu, sprzątała biura. Po pracy do babci po braciszka i do domu, w którym była po 20.00. I tak co dnia. Nigdy się nie skarżyła. Starałem się jej pomagać na tyle ile mogłem. Dzięki niej dzisiaj potrafię zrobić naprawdę wiele rzeczy. Gdy gotowała wołała mnie do kuchni, abym się uczył. Jak to ona mówiła, że nie chciałaby aby kiedyś synowa na nią narzekała, że jej syn nic nie potrafi - taki mami synek, co wszystko miał pod nos postawione. Wiec dzisiaj potrafię i gotować i piec ciasta.
Zawsze potrafiła tak gospodarować, że mimo iż nie zarabiali z tatą dużo w domu nie brakowało nam niczego. Owszem nie mieliśmy luksusów, ale nie mogliśmy z braćmi narzekać.
Dzisiaj jestem jej za to wszystko bardzo wdzięczny, bo dzięki jej wychowaniu i radom, jestem chyba dobrym ojcem i mężem.
Mama kiedyś powiedziała mi, że czasami myślała jak to będzie wyglądało moje życie, czy się ożenię. Przyznała się, że nachodziły ją myśli iż pozostanę sam. A zwłaszcza gdy widziała jak rozpadały się moje związki, gdy dziewczyny zdawały sobie sprawę jak bardzo jestem chory.
Więc gdy poznałem moją żonę, mama przyjeła ją bardzo ciepło. Zaoferowała, że przygotuje nam wesele i rzeczywiście wszystkim się zajeła. To było coś wspaniałego, poprosiła koleżanki i sama wszystko gotowała i piekła. Nie mógłbym sobie wymarzyć lepszego wesela. Do dzisiaj gdy wszyscy wspominają zachwalają mamy kuchnie.
Lecz tej radości i szczęścia nie potrafię opisać, gdy dowiedziała się że zostanie babcią. Siedziała ze mną na korytarzu czekając, gdy żona rodziła. Co dziennie przed pracą była u żony w szpitalu, musiała potrzymać wnuczka i dopiero szła do pracy.
Uwielbiała rano brać Eryka do siebie do pokoju i się z nim bawić. Chodzili z tatą i Erykiem na spacery.
Powiedziała, że to było spełnienie jej marzeń, aby doczekać się mojego dziecka.
Mama przez te lata pracy nabawiła się kłopotów z dłonią. Musiała iść na zabieg palca. Zrobiono jej badania przed zabiegiem i stwierdzono jakieś zmiany w płucu. Skierowano ją do drugiego szpitala.
Diagnoza była szokiem dla nas wszystkich - rak płuc. W szpitalu mama zaczeła dziwnie się zachowywać, zapominała, mówiła rzeczy nie na temat. Okazało się, że są już przerzuty na mózg. Zabraliśmy ją do domu.
Wszystko działo się strasznie szybko, z każdym dniem jej stan się pogarszał. Po miesiącu mama już nie chodziła, nie mówiła.
Zmarła po dwóch miesiącach od wykrycia choroby. Nie zdążyła zobaczyć drugiego wnuczka.
Los zabrał mi najdroższą osobę w moim życiu.
Wiem że wszystko było by dzisiaj inaczej gdy by żyła. Tak bardzo mi jej brakuje.
Dziękuję Ci mamo za wszystko.
to fakt gotowała fantastycznie i była wspaniała kobieta szkoda za tacy ludzie musza tak szybko odchodzic ale zawsze bedziemy o niej pamietac
OdpowiedzUsuńWitaj.
OdpowiedzUsuńPiękne to podziękowanie za matczyny trud, a teraz pozostaje już tylko pamięć i modlitwa.
Pozdrawiam wieczorkiem.