piątek, 21 stycznia 2011

CZD - Kolejna operacja

    Mineło sześć miesięcy. Nadszedł czas ponownej operacji. Lewa noga odzyskiwała ruchomość powoli. 
W CZD po konsultacji stwierdzono, że za pierwszym razem nie osiągnięto wymaganego efektu. 
Ale narazie planowanym zabiegiem była synowektomia kolana i wydłużenie ścięgna ahillesa nogi prawej.
Operacja przebiegała bez komplikacji. Jak zwykle rodzice czekali na zakończenie zabiegu.
Ból ponownie był silny, lecz byłem na to przygotowany. Gdy wybudziłem się z narkozy i spoglądnołem na nogi, widok był niesamowity.
Obie nogi były proste. To nic że jedna była w gipsie. 
Nareszcie na 100% poczułem się szczęśliwy, bo na prostych nogach wiedziałem, że będę chodzić.
Wieczorem do sali przyszedł lekarz, zaczeliśmy rozmawiać. Opowiadał mi o przebiegu operacji i wtedy oznajmił, że kolano prawe było bardzo zniszczone przez wylewy. Doszło też do zmian zwyrodnieniowych. Lekarz powiedział , że jest mu przykro, ale noga będzie sztywna. Lecz abym się tym nie zadręczał, bo chodzić na pewno będę.
Gdy wyszedł bardzo płakałem. Przez głowę przelatywało mi sto myśli na minutę. 
Nie będę ukrywać, że mimo młodego wieku, bo byłem w 7 klasie podstawowej. W duchu przeklinałem wszystkich. Czułem się oszukany. Bo obiecano, że będę jeździć rowerem.
A teraz ze sztywną nogą to niby jak. Leżałem i myślałem. I nagle coś mnie napadło, taki napływ złości. 
Nie wiem jak to zrobiłem , ale z całej siły starałem się zgiąć nogę mimo gipsu.
I w pewnym momencie coś mi strzeliło w kolanie. Ból był tak silny, że zacząłem aż krzyczeć. 
Podano mi środki przeciwbólowe. 
Na drugi dzień okazało się, że pękł gips na wysokości kolana i noga była lekko zgięta.
Pod narkozą wyprostowano nogę ponownie i włożono w longete gipsową. 
Mineło 6 tyg. i zdjęnto longete wraz z opatrunkami. Wszystko wygoiło się ładnie. 
I tu zdziwienie? 
Noga zaczeła się zginać. Nie dużo z 20 stopni, ale się zginała, a miała być sztywna. 
Postanowiłem, że skoro się zgina to może jak będę ćwiczył to uda mi się zgiąć ją więcej.
Tak też zrobiłem. Co dziennie ćwiczyłem. 
Zdjęto mi  szwy i ustalono termin wypisu. 
Kolejnego dnia do sali przyszedł jak zwykle rehabilitant i przyniósł ze sobą balkonik do chodzenia. 
To było niesamowite. Moje pierwsze kroki na własnych nogach. 
Gdy tak szedłem powoli korytarzem, pielęgniarki biły mi brawa. Mój pierwszy spacer od prawie czterech lat. Tym razem do domu leciałem helikopterem, co też było niesamowitym przeżyciem.
W domu przywitała mnie cała rodzina. 
Co dziennie wytrwale ćwiczyłem, aby wzmacniać nogi i rozćwiczyć kolana. 
Mama załatwiła kule. I tak powoli zaczynałem chodzić co raz więcej. 
Wyznaczono też termin kolejnego zabiegu, to już miał być ostatni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz